
Lwów – miasto, które zarówno łączy jak i dzieli. Dawniej zdecydowanie łączyło. Było miastem wielokulturowym i wielonarodowościowym. Miastem, w którym przenikały się tradycje, języki i religie, gdzie święta były obchodzone na okrągło – raz katolickie, innym razem prawosławne, a jeszcze innym żydowskie.
Dziś stolica obwodu lwowskiego i 7. pod względem liczby mieszkańców największe miasto Ukrainy.
Miasto katedr. Tak sobie je czasami nazywam. We Lwowie znajdują się cztery katedry: katolicka, greckokatolicka, prawosławna i ormiańska. W tej pierwszej posługę pełnią polscy księża, a msze odprawiane są zarówno w języku polskim jak i ukraińskim. Ta ostatnia jest moją ulubioną. Za chwilę zobaczycie dlaczego.
Lwów jest idealnym celem weekendowych wypadów. Nie wiesz gdzie jechać? Jedź do Lwowa! Jest piękny o każdej porze roku – i zimą i latem, zarówno w dzień jak i w nocy.
DOJAZD nie jest skomplikowany, w ogóle. Do samej granicy z Ukrainą prowadzi autostrada A4, konkretnie do przejścia granicznego Korczowa/Krakowiec. Ja zwykle granicę przekraczam w Medyce z uwagi na mniejszy ruch (nie biorę pod uwagę MRG). Myślę, że w tym miejscu odprawa odbywa się sprawniej.
Podobno najłatwiej i najlepiej jest dojechać pociągiem do Przemyśla, stamtąd złapać bus do Medyki, pyknąć przez piesze przejście graniczne i w Szehyni złapać marszrutkę, która za grosze dowiezie nas do Lwowa, a jeszcze łatwiej załadować się do tira, kucnąć za meblościanką i chwilę poczekać. Obu sposobów nie próbowałem. Z Przemyśla kursują także pociągi do Lwowa, choć słyszałem, że są bardzo wolne (tutaj wygrywa PKP).
Zarówno od Korczowej jak i Medyki do Miasta Lwów prowadzi bardzo ładna droga (przez pewien czas nawet 2-pasmówka, WOW).
Sam wjazd na teren Ukrainy jest przeniesieniem w czasie o kilkadziesiąt lat. Dlaczego? Dlatego:
Na trasie z Medyki zauważyć można już pierwszą dzielącą nas rzecz. Czerwono-czarna flaga na przystanku autobusowym w Wołczuchach. Barwy te, które dzisiaj dzielą też samych Ukraińców, są kolorami ukraińskich nacjonalistów, wcześniej banderowców. Myślę, że historię związaną z Wołyniem wszyscy dobrze znają, czasem mam wrażenie, że wszyscy prócz mieszkających tam ludzi. Niemniej jednak ten “kult” nie obejmuje całej Ukrainy. W centrum i na wschodzie nie mówi się o tym, a jak już mówi to raczej w negatywny sposób. Propaganda sowiecka w połączeniu z “brakiem bohaterów narodowych” zrobiły swoje. Jednak nie jest to temat, którego powinniśmy unikać, a raczej edukować się w nim, zgłębiać go, wyjaśniać, a nie ukrywać, rozmawiać o nim, uczyć się. Nie od kolegów ale z solidnych źródeł.
Ale przejdźmy do czegoś przyjemniejszego.
Mniej więcej w połowie drogi od granicy znajduje się miasteczko Mościska – warto, naprawdę warto wstąpić do jakiejkolwiek restauracji w jakiejkolwiek miejscowości – ja akurat miałem przyjemność zjeść barszcz ukraiński, a do tego pielmieni i wareniki NAJLEPSZE NA ŚWIECIE (mogę się założyć, że w piorunującej większości ukraińskich restauracji smakowe dopalacze i konserwanty leżą głęboko w szafach albo w ogóle ich tam nie ma). Za taki obiad popity kwasem chlebowym zapłaciłem około 100 hrywien, czyli 14 złotych. Naprawdę. Dlatego Polacy z nadgranicznych miast szturmują ukraińskie sklepy:)
Dalej już Lwów!
Piękny Lwów. Najpiękniejszy.
Tego lata już trzeci raz odwiedziłem to miasto. To już taka moja mała letnia tradycja.
Bo gdzie jeszcze ludziom tak dobrze jak tu? Tylko we Lwowi!
[youtube https://www.youtube.com/watch?v=tqtc_JB7cuc&w=560&h=315]
Nie śmiem stwierdzić, że w ogólnej ocenie Lwów jest dla mnie najpiękniejszym miastem w jakim kiedykolwiek byłem. Ta znana wszystkim piosnka spowoduje, że oglądając poniższe zdjęcia w malutkiej części odczujesz jego niesamowitą atmosferę.
NOCLEG.
Jeśli jeszcze nigdy nie miałeś okazji nocować w hotelu o bardzo wysokim standardzie przy samym rynku jakiegokolwiek miasta – jedź do Lwowa.
W dobrym momencie za noc w pokoju 3-osobowym w hotelu Wiedeń, znajdującym się kilka metrów od Katedry Łacińskiej zapłacisz 110 złotych.
Rano zamiast piania kura przy otwartym oknie obudzi Cię pierwszy kurs tramwaju, a zaspany po przebudzeniu wyglądając przez okno zobaczysz lwowskie stare miasto.
Przemiła hotelowa obsługa rozumie język polski (nic dziwnego, nasze języki są do siebie wręcz bliźniaczo podobne). Z chęcią pomogą znaleźć parking i pomogą z torbami (ja akurat wyglądałem jak cała karawana, więc przemiły pan z hotelu Wien pomógł mi zatachać statyw).
Serdecznie polecam ten hotel. Przemiła obsługa i zniżka w restauracji – wielki pluuuuuuus!
ZWIEDZANIE MIASTA
Z każdą moja wizytą wyjeżdżam stamtąd z dodatkowym kolegą – małym smuteczkiem, który pałęta się przez cały wyjazd gdzieś pod nogami i mówi “o nie, nie, nie zrobisz tutaj zdjęcia bo i tak dobrze nie pokażesz tego miejsca – chodźmy dalej”. Tak jest zawsze, dlatego nie wywożę stąd kilkuset zdjęć. Jest zbyt pięknie.
Zwiedzanie Lwowa powinniśmy rozpocząć od Katedry św. Jura – jest to katedra greckokatolicka znajdująca się na ulicy Gródeckiej obok Parku Kościuszki leżącego przy ulicy Mickiewicza (celowo podkreślam nazwy parków i ulic, ponieważ w perełce wschodu znajdziemy jeszcze wiele polskich akcentów). Dlaczego na początek akurat ta katedra? Z prostego powodu – leży przy drodze prowadzącej z przejścia granicznego do centrum, mamy ja więc “po drodze”.
Archikatedralny Sobór Św. Jura od XVIII wieku błyszczy nad miastem. Ta rokokowa cerkiew razem z innymi obiektami, które za chwilę zobaczysz, wpisana została na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Warto ja zobaczyć choćby ze względu na piękny ołtarz. Obok katedry – w pałacu metropolitów w 2001 roku podczas pielgrzymki na Ukrainę rezydował papież Jan Paweł II.
Po katedrze greckokatolickiej czas na… wszystko inne!
Katedra Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (łacińska) wybudowana w XIV w. znajduje się przy samym rynku. Jak już wspominałem jest kolejnym polskim śladem we Lwowie. Większość katolickim mieszkańców tego miasta to właśnie Polacy (jest ich ok. 0,9%). Msze odprawiane są w języku polskim i ukraińskim, a posługę pełnią w katedrze polscy księża.
Kościół ten jest też znany z pewnego wydarzenia – ślubów lwowskich. 1 kwietnia 1656 roku król Polski Jan Kazimierz Waza ofiarował Rzeczpospolitą pod opiekę Maryi – akt ten miał poderwać do walki Polaków walczących ze Szwedami i Rosjanami.
Obok katedry mieści się Kaplica Boimów. Jest to grobowa kaplica rodziny Boim pochodzących z Transylwanii. W XVII wieku na miejscu dzisiejszych kamienic znajdował się cmentarz, a bogato zdobiona kaplica była jego częścią.
Czas na rynek!
Lwowski rynek jest bardzo urokliwy. Czasem dźwięki grajków ulicznych, autorów akordeonowych wersji starych, często polskich utworów (“Hej sokoły!” to hit) zagłuszy przejeżdżający tramwaj. Podobnie jak na rynku w Poznaniu, w rogach lwowskiego rynku znajdują się cztery fontanny. Masywny ratusz został wybudowany w latach 1827-1835. Przepiękne kamieniczki (jest ich obecnie 44) przenoszą zwiedzających w zupełnie inny świat. Kamienica Królewska z arkadowym dziedzińcem jest nazywana ‘Małym Wawelem’. Najbardziej znana i zarazem najcenniejsza – Czarna Kamienica jest uznawana za jeden z najcenniejszych zabytków budownictwa mieszczańskiego renesansu. Dziś mieści się w niej Muzeum Historyczne Miasta Lwowa. Na zdjęciu Czarna Kamienica.
Do Rynku jeszcze powrócę – nocą.
Opera Lwowska – Lwowski Narodowy Akademicki Teatr Opery i Baletu im. Salomei Kruszelnickiej.
Wybudowana w 1896 roku. Bardzo bogato zdobiona, reprezentuje elektryzm. Za drobną opłatą (10 hrywien – 1.4 zł) można zajrzeć do środka i poczuć się jak… osoba z wyższych sfer. To chyba najtrafniejsze określenie. Wizyta w tym budynku na długo zostaje w pamięci. Tak jak Dramat, Sława i Muzyka obecni na tympanonie budynku. Plac przed operą jest popularnym miejscem spotkań mieszkańców.
Przed operą znajduje się fontanna, w której w upalne dni, jak te sierpniowe, można się schłodzić.
Ciekawostka: pod budynkiem znajduje się bar – Lewy Brzeg. Też oglądając Lwów na mapach i fotografiach zastanawialiście się dlaczego tak duże i ważne miasto nie leży nad rzeka? Otóż leży, dosłownie nad rzeką. Pełtew – rzeka o długości ok. 70 km, płynie kanałem pod miastem, a w.w. bar jest położony na jej brzegu. Pod powierzchnią ziemi.
Idąc parkiem wzdłuż Alei Swobody (dawniej Wały Hetmańskie) wypada wstąpić do Kościoła św. Piotra i Pawła i jego podziemi. Greckokatolicka świątynia jest kościołem garnizonowym Sił Zbrojnych Ukrainy.
Po kolacji w dobrej i taniej lwowskiej restauracji pora na coś co wżera się w pamięć do końca życia.
1,5 kilometra od ratusza znajduje się park, tam czeka panorama miasta z jednego z siedmiu wzgórz Lwowa – wzgórza Wysoki Zamek (398 m n.pm.). Jest to park krajobrazowy wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO razem z Katedrą św. Jura i lwowskim Starym Miastem.
Szczególnie piękne są wieczory, kiedy słońce już chowa się za horyzontem, a Lwów zaczyna rozbłyskiwać światłami lamp. Na szczyt kopca Unii Lubelskiej (412 m n.pm.) prowadzi pieszy szlak, nocą oświetlony.
Nazwa wzgórza pochodzi od zamku wybudowanego przez Kazimierza Wielkiego w XIV wieku. Dziś w drodze na punkt widokowy od strony zachodniej mija się jego ruiny.
A panorama z kopca Unii Lubelskiej wygląda tak:
Wysoki Zamek również jest popularnym miejscem spotkań mieszkańców.
Atmosfera jaka tam panuje jest niesamowita.
Ludzie grają, śpiewają, inni malują, jeszcze inni fotografują.
Miejsce idealne na letnie wieczory.
Na szczycie kopca powiewa duża ukraińska flaga, a na jej maszcie można znaleźć dużo ciekawych rzeczy, na przykład nalepkę Lecha Poznań;)
Rynek nocą.
Powyższe zdjęcie jest dla mnie szczególnie, to ono jeszcze bardziej przyciągnęło mnie do Lwowa w tym roku.
24 sierpnia 2014 roku (pamiętam tę datę, oj pamiętam) przez złe rozstawienie statywu roztrzaskałem sobie obiektyw próbując zrobić to ujęcie. 😀
Ulica Ruska.
A rano jeszcze więcej Lwowa!
Wspominałem o Katedrze Ormiańskiej.
Wybudowana w XIV wieku. Pełna orientalnych motywów.
Na szczególną uwagę zasługują freski. Freski, freski, freski.
Nie wiem czy to bardziej freski czy fotografie.
Obrazy namalowane na ścianach świątyni są niesamowicie realistyczne. Właśnie dlatego ten kościół jest moim ulubionym.
Jest to kawałek czoła Kaukazu żywcem wyrwany z Armenii.
Przy szczęściu (tł. braku turystów) można usłyszeć… no właśnie – zupełną ciszę. Dudniącą w uszach. Potęgującą przeżycia.
Na wymalowanych ścianach znajdują się cytaty z modlitw napisanych w języku polskim – kolejny polski akcent.
Zawsze z chęcią powracam do tego miejsca i zostawiam go sobie na ostatnią chwilę, żeby właśnie to miejsce najbardziej ze Lwowa zapamiętać.
Kościół Dominikanów (Bożego Ciała), obecnie Cerkiew Najświętszej Eucharystii – tutaj zrobiłem pierwsze ślubne zdjęcie:) (sierpień 2013).
Jest jeszcze jedno szczególne miejsce, które trzeba zobaczyć, jeśli nie z pobudek patriotycznych to z ciekawości – Cmentarz Łyczakowski. Jedna z czterech polskich nekropolii narodowych. Na tym cmentarzu pochowanych jest wiele osób ściśle związanych z Polską. M.in. Maria Konopnicka, Gabriela Zapolska, czy Marcin Ernst.
Pochowane zostały tutaj również zasłużeni Ukraińcy, m.in. Iwan Franko i Salomea Kruszelnicka.
Każdy grób to pomnik. Prawdziwy pomnik ku czci zmarłego. Właśnie te pomniki nadają miejscu szczególny klimat.
Cmentarz Orląt Lwowskich – polskich obrońców Lwowa (1918-1920).
Miejsce, które ze względu na swoją historię powinno zdaje się dzielić, a łączy. Setki poległych młodych ludzi, bardzo młodych. Wiele nieopisanych grobów. To miejsce jest szczególne. Na każdym krzyżu zawiązana biało-czerwona wstążka. Na cmentarzu kilka razy w roku odbywają się warty honorowe, które pełnią też ukraińscy żołnierze. Tragiczna Historia samego cmentarza zrównanego z ziemią przez sowietów, rozjechany czołgami, zalany betonem.
Szczątki z jednego z nieopisanych grobów przewieziono do Warszawy, znajdują się w Grobie Nieznanego Żołnierza.
I ostatnie miejsce, do którego od dwóch lat zaglądam. Niestety ciągle rozrastające się. Rok temu grobów było zaledwie kilka, może z 6. W tym roku naliczyłem ich 50. 50 grobów młodych ludzi ze Lwowa, którzy oddali swoje życie za ojczyznę od 2014 roku. Ten skrawek cmentarza stanowi jakoby odbicie cmentarza Orląt.
Rok temu byłem świadkiem pogrzebu jednego z żołnierzy. Kiedy wynoszono trumnę z Kościoła św. Piotra i Pawła wszyscy – uczestnicy ceremonii, przechodnie, turyści klękali przed trumną. Ten widok niesamowicie chwycił mnie za serce. Lwów jest tak bardzo odległy od płonącej wschodniej Ukrainy, a jednak tak bardzo wojnę tutaj czuć. Mam ogromną nadzieję, że cała ta bezsensowna sytuacja szybko się skończy chociaż na przykładzie przepięknej Gruzji nie wiadomo czego się spodziewać.
Nie wspomniałem o Placu Mickiewicza, ulicy Kopernika, Domu Legend, Lwowskiej Manufakturze Czekolady i innych niesamowitych miejscach. Zachęcam do odwiedzenia ich samemu.
Jeśli kochasz Kraków – pokochasz Lwów jeszcze bardziej. Lwów jest piękny! Cudowny! Pełen niesamowitości, przemiłych przyjaznych ludzi, ciekawej historii. Dla mnie miasto zdecydowanie łączące, nie dzielące.
Ze względu na może częściowy brak funduszy, wojnę, albo po prostu stosunek mieszkańców, czy zamiłowanie do staroci nie jest sztucznie odrestaurowanym miastem z błyszczącym nowiuśkim granitem na rynku i pstrokatymi kamieniczkami – jest miastem z duszą i ciałem, uśpionym gdzieś w latach 30. Niezwykłym.
W czwartek lecę do Kijowa. Będę przez kilka dni odkrywał stolicę wschodnich sąsiadów.
Niestety wycieczkę do Gruzji i Armenii znów muszę przełożyć. Mam nadzieję, że za rok się uda 🙂
Wschodnia Europa jest piękna! Zachęcam ogromnie do odkrywania jej piękna!
Co za zdjęcia…panorama nocna zapiera dech. A Twój opis podróży jest równie genialny-raz po raz przechodził mnie dreszcz.
Z ogromną chęcią odwiedziłabym Lwów. Z aparatem, oczywiście.
Dziękuję!
Trening czyni mistrza, a już się trochę w życiu napisałem:) jeszcze wiele przed Tobą, zachęcam ogromnie nie tylko do Lwowa, Kijów tez jest przepiękny i właśnie stąd pozdrawiam 🙂